Czas w poczekalni przed gabinetem ginekologicznym dłużył się Doomowi i Alex niemiłosiernie. A drzwi ciągle pozostawały zamknięte. Dziewczyna starała się być jak najbardziej spokojna. Głaskała swój lekko zaokrąglony brzuch, zachodząc w głowę jaka jest płeć dziecka. Postanowiła jednak, że nie chce, by lekarz jej to dziś oznajmiał. Chciała mieć niespodziankę w dniu porodu. Mimo, iż Christoph na kolanach błagał ją, by pozwoliła ginekologowi zdradzić im, kogo oczekują, pozostawała nieugięta.
- Schneider, siadaj na tyłku! - warknęła poirytowana niecierpliwością swojego narzeczonego. - Myślisz, że od twojego łażenia tam i z powrotem pacjentka wyjdzie szybciej?
- Denerwuję się. - odburknął. - Wyobraź sobie, że pierwszy raz zostaję ojcem. Dasz wiarę?
- A ja pierwszy raz zostanę matką i nie wiem czy zauważyłeś, że to ja noszę w sobie to dziecko i jestem bardziej cierpliwa od ciebie. Siadaj!
Chwyciła go za rękę i pociągnęła. Mężczyzna wylądował na plastikowym krzesełku. Burknął coś pod nosem i skrzyżował ręce na piersi. Alex zerknęła na niego kątem oka. Zrobiło jej się żal narzeczonego, gdy siedział ze zwieszoną głową i zmartwionym wyrazem twarzy. Chwyciła go za rękę i ścisnęła ją lekko w pokrzepiającym geście.
- Naprawdę się martwię. - szepnął Doom. - Gdyby tobie, albo dziecku zagrażało jakieś niebezpieczeństwo... - zwiesił głos, by wziąć głęboki wdech. Nie zdążył dokończyć wypowiedzi, gdyż Alex weszła mu w zdanie.
- Ej, Schneider, Schneider... Przecież wszystko jest z nami w porządku. - przy wyrazie nami, pogładziła brzuch. - Nie masz powodów do zmartwień.
- Będę się martwił bez względu na nic, bo jesteście najważniejszymi osobami w moim życiu, wiesz? Zdajesz sobie sprawę z tego, że gdyby trzeba było, dałbym się obedrzeć ze skóry, by was ratować?
- Miejmy nadzieję, że nie będziesz zmuszony wykazywać się takim heroizmem. Co byśmy bez ciebie zrobili?
- Nie wiem.
Uśmiechnęli się do siebie. Czerwonowłosa dziewczyna zerknęła na pozłacany zegarek, który zdobił jej nadgarstek. Minęło dopiero dziesięć minut, od chwili, w której do gabinetu weszła pacjentka. Była w zaawansowanej ciąży. Zniecierpliwienie Alex rosło, jednak ona nadludzkim wysiłkiem starała się nie dać tego po sobie poznać. Od razu usłyszałaby od Christopha, że w jej stanie nie wolno się denerwować... Od dnia, w którym Doom zobaczył test ciążowy z wynikiem pozytywnym, przejął na siebie niemal wszystkie domowe obowiązki. Sprząta, wynosi śmieci, nawet trochę gotuje. Alex na wszystkie sposoby próbowała wytłumaczyć mu, że ruch w ciąży jest wskazany. Oczywiście bez przesady. Żadne argumenty do niego nie docierały. Pewnego dnia, poirytowanie panny Krause sięgnęło zenitu. Zaciągnęła więc narzeczonego do gabinetu lekarskiego, by profesjonalista wypowiedział się na ten temat.
- Panie doktorze, proszę mu coś powiedzieć, przemówić do rozumu, że w ciąży ruch jest mi równie potrzebny jak odpoczynek.
Lekarz, mężczyzna w średnim wieku, z brązowymi włosami siwiejącymi na skroniach, o przenikliwym spojrzeniu zielonych oczu, z ustami wiecznie wygiętymi w grymas serdecznego uśmiechu, spojrzał przelotnie na Schneidera. Wskazał dłonią krzesła, stojące przed jego biurkiem, po czym zajął swoje miejsce.
- Dobrze... A teraz, proszę spokojnie powiedzieć co się stało? - odezwał się miękkim głosem.
- Oszalał. - odparła Alex z rozżaleniem w głosie. - Kompletnie oszalał. Odkąd dowiedział się o ciąży, nie pozwala mi nawet przebrać pościeli. Gdyby to tylko od niego zależało, całe dziewięć miesięcy bym tylko leżała, jadła i piła. Do toalety, do pana i do kąpieli zanosiłby mnie na rękach. Nie zwariowałby pan, będąc na moim miejscu?
Mężczyzna zaśmiał się cicho, przysłaniając wierzchem dłoni usta. Zerknął rozbawionym wzrokiem na Dooma, który nie był zadowolony z tego, co powiedziała jego narzeczona. Po kilku sekundach, lekarz zabrał głos.
- Muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem pana troski o narzeczoną. - powiedział z uznaniem. - Niemniej jednak, pani Alexandra ma sporo racji. Oczywiście, że powinien pan ją wyręczać z cięższych prac domowych, nie dopuszczać, by nosiła ciężkie rzeczy i ograniczać do minimum stresujące sytuacje, ale nie można przesadzać w drugą stronę. Takie rzeczy jak zmiana pościeli, ugotowanie obiadu, czy zrobienie lekkich zakupów nie naraża pańskiej narzeczonej na niebezpieczeństwo. Spacery, świeże powietrze, słońce, są jak najbardziej wskazane.
- Ja po prostu nie chcę, by stała im się krzywda... - szepnął perkusista splatając ze sobą palce dłoni.
- I świetnie to panu wychodzi, ale proszę nie przykuwać pani Alexandry do łóżka. Niech się przespaceruje, ugotuje coś smacznego. Może pan być pewien, że ani jej, ani dziecku to nie zaszkodzi, przeciwnie.
- Skoro pan tak mówi...
Po wyjściu z gabinetu, młoda mama uśmiechnęła się przepraszająco do Schneidera, który ciągle miał nieciekawy wyraz twarzy.
- Oj, Christoph, nie gniewaj się. - powiedziała i pocałowała go w policzek. - Chciałam ci po prostu udowodnić, że naprawdę mogę chodzić o własnych siłach, nie narażając dziecka ani siebie na niebezpieczeństwo. Ale w nagrodę za to, że tak bardzo nas kochasz, przygotuję pyszną kolację.
- Hm... - mruknął z uśmiechem. - Dobrze, ale pozwolisz sobie pomóc.
- Oj, ty mój misiu... Niech będzie, razem coś przyrządzimy.
Brunet uśmiechnął się szeroko i ruszył wraz z narzeczoną do samochodu, zaparkowanego na pobliskim parkingu.
- Pani Krause, zapraszam.
Dziewczyna podniosła głowę z ramienia Christopha. Szturchnęła go delikatnie gdy zauważyła, że przysypia z głową opartą o ścianę. Chwilę później, byli już w gabinecie. Po krótkiej rozmowie, Alex położyła się na kozetce. Lekarz włączył USG, posmarował brzuch dziewczyny specjalnym żelem. Wzrok Schneidera powędrował na ekran, na którym pojawił się zamazany obraz.
- Tu, jest główka, tu rączki... A tu nóżki. Pięknie się dzieciątko ułożyło, jakby wyczuło, że mama i tata chcą je zobaczyć. - powiedział z uśmiechem lekarz. W oczach rodziców zatańczyły łzy wzruszenia. Po raz pierwszy mogli zobaczyć najważniejszą istotę w ich życiu. - O, a tutaj widać...
- Nie!
Panowie spojrzeli na nią, wytrzeszczając oczy. Wzruszyła ramionami, lekko unosząc kąciki ust w nieśmiałym uśmiechu.
- Chodzi o to, że nie chcemy znać płci maleństwa. - wyjaśniła. - Wolimy mieć niespodziankę. Prawda, kochanie?
Doom kiwnął głową, choć wcale się z tym stwierdzeniem nie zgadzał. Ciekawość go wręcz rozsadzała ale wiedział, że nie w tej kwestii nie dojdzie z Alex do porozumienia. Miał jednak do tego stopnia miękkie serce i tak bardzo kochał swoją kobietę, że poszedł jej na rękę. Tak naprawdę, dla niego liczyło się jej szczęście. Swoje potrzeby był w stanie zepchnąć na dalszy plan.
Doktor podał dziewczynie kilka chusteczek i wyłączył urządzenie.
- Z dzieciątkiem wszystko w najlepszym porządku, rozwija się ładnie, nie ma żadnych komplikacji. - zapisał coś w karcie, przybił z impetem pieczątkę i uśmiechnął się szeroko. - W związku z powyższym, na kontroli widzimy się za miesiąc. Gdyby jednak coś się działo, proszę dzwonić w każdej chwili.
- Dziękujemy, panie doktorze.
Po minucie, Doom z Alex byli już w drodze do wyjścia. Szczęśliwi jak nigdy. Dziś bowiem po raz pierwszy mogli zobaczyć tą małą osóbkę, mieszkającą w brzuszku Alex. Schneider spróbował jeszcze raz przekonać narzeczoną do zmiany decyzji na temat poznania płci dziecka. Użył nowego argumentu, jakim był kolor ścian pokoiku. Nie wiadomo, czy pomalować go na niebiesko, czy na różowo. Był już niemal pewny swojego triumfu, gdyż dziewczyna dłuższą chwilę analizowała słowa Dooma. Po kilku długich minutach, ku ogromnemu rozczarowaniu bruneta Alex oznajmiła, że ściany mogą być pomalowane na wiele innych, neutralnych kolorów, jak choćby słomkowy żółty, lub pastelowa zieleń. Mężczyzna z niezadowoleniem odpalił silnik samochodu i ruszył w stronę domu. Nie miał zamiaru tak prosto odpuszczać. Kiedy przyjdzie mu do głowy kolejny argument, nie omieszka go wytoczyć. Był jednak świadom tego, że musi mieć coś absolutnie genialnego. Inaczej, cały plan diabli wezmą.
- To co robimy na kolację? - odezwał się po dłuższej chwili milczenia Christoph. Nie odrywając wzroku od drogi, czekał na propozycję swojej narzeczonej.
- A może dziś zamówimy coś z restauracji? - zaproponowała. - Albo wybierzemy się na pizzę?
- Oszalałaś?! Jaka pizza?! O, nie... - zerknął na zegarek. - Jedziemy do sklepu i zrobimy jakąś zdrową sałatkę. Z brokułami i kurczakiem?
- Niech będzie. - burknęła dziewczyna. - Ale wiedz, że jesteś histerykiem.
- Też cię kocham. - odparł z uśmiechem i skręcił w drogę prowadzącą do supermarketu.
Amelia snuła się po mieszkaniu jak cień. Nie spała bowiem całą noc. Sen z jej powiek spędzało jej dziwne zachowanie matki. Oprócz tego, dręczyły ją wyrzuty sumienia. Musiała świadomie okłamywać Serja mówiąc mu, że nie ma pojęcia o co może chodzić Dagmarze. Z drugiej strony wiedziała, że gdyby dowiedział się co jej matka mówi o Ormianach, pękłoby mu serce. Co roku, 24 kwietnia* Serj, wraz z Daronem, Shavo i Johnem modlą się i spędzają dzień na cichej refleksji. Słowa mówiące, że przesadzają z rozpaczą, jaką otaczają tamto wydarzenie byłyby dla jej mężczyzny, jak posypanie świeżej rany solą. Poza tym bała się, że przez to mogłaby go stracić. Nie byłaby tym jakoś wybitnie zaskoczona. No bo dlaczego Serj miałby wiązać się z dziewczyną, której matka jest zagorzałą rasistką ze szczególnym uprzedzeniem do osób mających swoje korzenie na Bliskim Wschodzie. Bardzo wstydziła się tego, że w jej rodzinie jest ktoś taki. Tym bardziej, że ten ktoś, jest jej matką. Z cichym westchnieniem wyszła ze swojego pokoju i mówiąc matce jedynie krótkie wychodzę, opuściła mieszkanie. Dotarłszy do przystanku, sprawdziła kiedy ma najbliższy autobus. Odetchnęła, gdy okazało się, że będzie czekać jedynie pięć minut.
Po dwudziestominutowej podróży, dziewczyna wysiadła z pojazdu i udała się prosto do warsztatu samochodowego. Była godzina piętnasta, ciepły wiatr powiewał raz po raz, a słońce świeciło tak mocno, że bardzo dużo ludzi miało na nosach okulary przeciwsłoneczne. W warsztacie, Michał wraz z Bartkiem majstrowali coś przy czarnym samochodzie. Amelia rozpoznała jedynie markę - Opel. Przywitała się z nimi i za radą Michała udała się na zaplecze, gdzie siedział jej ojciec.
- Cześć, tato. - odezwała się stając w progu drzwi. Mężczyzna uśmiechnął się od ucha do ucha.
- Witaj, córeczko. - podszedł i uściskał ją mocno. - Napijesz się czegoś?
- Małej kawy nie odmówię. - odparła cicho, siadając na jednym z krzeseł, którymi otoczony był niewielki stolik. Patrzyła na czubki swoich botków, czując jednocześnie na sobie wzrok ojca. Pomieszczenie, służące jako zaplecze, swoimi rozmiarami nie rzucało na kolana. Skromne 2x2,5 metra wystarczało jednak dla trzech mechaników. Ściany owej klitki były pomalowane na brązowo, a podłogę pokrywało popielate linoleum. Zero przytulności - ta o to myśl narodziła się w głowie Amelii, choć wiedziała, że ma poważniejsze tematy do rozważania.
- Mów co się dzieje. - przerwał ciszę Wiktor, stawiając przed córką kubek kawy, cukierniczkę i dwa plastikowe kubeczki śmietanki.
- Tato, przecież doskonale wiesz, co się dzieje... - westchnęła i posłodziła kawę.
- Rozumiem. Mama, Serj... Temat rzeka.
- Powiedz tato... Czy ty również uważasz, że Serj jest chorym psychicznie terrorystą, który tylko czeka na okazję, by porwać mnie, zmusić do małżeństwa i przetrzymywać w nieludzkich warunkach?
Mężczyzna zachichotał cicho, gdyż jego wyobraźnia podsunęła mu obraz Tankiana owiniętego materiałem wybuchowym, z karabinem w ręce i turbanem na głowie. Szybko jednak uspokoił się i poklepał dłoń Meli, uśmiechając się do niej ciepło.
- Nie. Nie powiedziałem ci tego, ale ja nie mam do niego żadnych pretensji. Jest spokojny, kulturalny, ma dużo oleju w głowie.
- I nie przeszkadza ci jego pochodzenie? - zapytała unosząc lewą brew.
- Dlaczego miałoby mi przeszkadzać? Posłuchaj kochanie... - ujął jej dłoń w swoją i przybliżając ją do swojej twarzy, pocałował delikatnie wierzch palców. - Człowiek jest człowiekiem, bez względu na kolor skóry, pochodzenie, religię, czy inne rzeczy.
- W takim razie dlaczego matka ma z tym taki problem, do cholery?! Jak można z takiego powodu skreślać człowieka na samym starcie?!
- Nie denerwuj się, Amelka. - szybko przysunął swoje krzesło bliżej, i objął ją ramieniem. - Ja też nigdy bym mamy nie podejrzewał o rasizm. Z początku nawet tłumaczyłem jej zachowanie. Mamy cię jedną, a Serj jest mężczyzną sporo starszym, a inne pochodzenie tylko ze względu na różnice kulturowe mogłoby wam utrudniać życie. W końcu zrozumiałem, że to dobry chłopak i trzeba dać mu szansę. - zastanowił się chwilę. - Nie wiem skąd to wzięło się u mamy...
Zamilkli. Z sąsiedniego pomieszczenia dochodziły dźwięki świadczące o tym, że praca wre w rękach Michała i Bartka. Stukanie, brzdękanie i inne odgłosy rozpraszały myśli Amelii. W tym momencie liczyła na swojego ojca. Jeśli on nic nie wymyśli, to kto? Przecież nie mogła pozwolić na to, by matka stale poniżała Serja, ale z drugiej strony nie chciała żyć z nią w ciągłym konflikcie. Wtedy, przypomniała sobie o wczorajszej rozmowie z Laurą. Nie była przekonana, czy powinna prosić tatę o rozmowę z matką. Była niemal w stu procentach pewna, że całe to zamieszanie skończy się awanturą.
- Tato, a jakby tak rodzice Laury... - zaczęła nieśmiało, przypominając sobie drugi pomysł przyjaciółki. - Co byś powiedział, jakby to oni pod pretekstem zwykłego spotkania porozmawiali z mamą?
- Myślisz, że to dobry pomysł?
- Nie wiem... - odparła. - Tak naprawdę, to pomysł Laury, nie mój.
Potarł szorstki od zarostu policzek. Nie ukrywał przed samym sobą, że gdyby można było na kogoś przerzucić to zadanie, byłby bardzo usatysfakcjonowany. Miał już po wyżej uszu nic nie przynoszących rozmów z żoną. Tym bardziej, że na koniec i tak on obrywał i słuchał wielu ciekawych rzeczy na swój temat.
- A może zanim Michał i Weronika wkroczą do akcji, zaproś go dziś do nas na kolację? - zaproponował, nie do końca wierząc w to, co sam przed sekundą powiedział. Mina dziewczyny mówiła wszystko - nie była do końca pewna tego pomysłu. - Tak tylko pomyślałem...
- Dobrze. - odparła krótko Amelia. Wiktor wytrzeszczył na nią oczy. - Niech będzie wspólna kolacja. Nie mamy nic do stracenia, zatem potraktujmy to jako ostatnią szansę dla mamy.
- Miejmy nadzieję, że to coś da.
Dziewczyna szybko dopiła kawę i opuściła warsztat. Mimo, iż bała się tej kolacji, wyciągnęła telefon i zadzwoniła do Serja.
- Idę dziś na kolację do Amelii. - powiedział Serj z nieciekawym wyrazem twarzy. Daron i Flake wymienili między sobą szybkie spojrzenia. Oboje pomyśleli o tym samym. Tankian miał wrażenie, że cała trójka ma w głowie tą samą myśl. - Co? Zły pomysł? - zapytał nieco ściszonym głosem. Wzruszyli ramionami, unosząc brwi.
- Skoro Amelia cię zaprosiła, nie wypada odmówić. - zauważył Flake.
- Nie wypada... - burknął Daron. - A wypada, żeby Dagmara po raz kolejny patrzyła na niego jak na przygłupa? - oburzył się. - Stary, dzwoń do Ame, przeproś ją i siedź na tyłku w domu, jeżeli nie chcesz mieć układu nerwowego w strzępach, dobrze ci radzę.
Christian zmierzył młodszego kolegę wzrokiem, na co on chwycił w dwa palce swoją brodę i delikatnie skręcił oba ogonki, by poprawić nieco ich wygląd. Serj rzucił swój telefon na kanapę. Uderzeniu urządzenia o siedzisko towarzyszył głuchy dźwięk. Tankian przysunął krzesło bliżej swoich przyjaciół i rozkładając szeroko nogi, oparł łokcie o uda.
- Oboje macie rację i to jest właśnie straszne. - jęknął. Daron prychnął pod nosem i pokręcił głową ze zniecierpliwieniem. - O co ci znowu chodzi, Malakian?
- O to, że rację mam w tym przypadku ja. - wycelował w siebie wskazujący palec. - Z całym szacunkiem dla ciebie, Flake, ale bredzisz. Nie wypadałoby odmówić, jakby nie było takiej sytuacji. W tym wypadku Amelia z pewnością zrozumie, że Serj nie zamierza narażać się na docinki ze strony tej okropnej kobiety - jej matki.
Christian wybałuszył oczy i przeniósł wzrok na Serja, który brał głębokie oddechy, przymykając oczy. Znał Darona jak nikt inny i wiedział, że niebawem straci do niego cierpliwość. Gitarzysta był jednak całkowicie pewny swoich racji, toteż nie rozumiał, dlaczego jego kumpel z zespołu zaczyna zmieniać kolory. Jego policzki zaczęły przybierać barwę czerwoną.
- Skończ się udzielać, twoje rady w niczym mi nie pomagają. - rzucił poirytowany już Serj, czym zdenerwował przyjaciela.
- Doczekałem się dnia, w którym mój przyjaciel ochrzania mnie za to, że chcę mu pomóc. - odburknął z żalem w głosie młodszy z brązowookich.
- Gdybyś pomagał, a nie opowiadał takie głupoty...
- Dobrze, w takim razie rób co chcesz, proszę bardzo. Skoro lubisz jak tobą pomiatają, idź na tą kolację.
- Jesteś męczący, wiesz?
- A ty głupi.
- Panowie, dajcie spokój. - odezwał się milczący dotąd Flake. - Najlepiej, jak sam podejmiesz decyzję. Ja radzę ci iść, Daron przeciwnie.
Serj wypuścił powietrze ustami, nadymając policzki. Sam nie wiedział już co robić. Przemknęła mu przez głowę myśl, że Dagmara jednak zmieniła zdanie i chce z nim porozmawiać. Spokojnie, bez żadnych spięć, ani docinków. Po krótkiej chwili namysłu skarcił się w myślach. Doszedł bowiem do wniosku, że oczekuje niemożliwego. Tak, już stracił nadzieję na to, że matka Amelii zmieni zdanie na jego temat. Z drugiej strony, może podczas tej kolacji dowie się co zrobił nie tak?
Serj wziął trzy głębokie wdechy i zapukał do drzwi. Czuł, jak adrenalina pali go w żyły, serce tłucze się w klatce piersiowej. Zaciskał nerwowo palce na dwóch bukietach kwiatów i torebeczce, w której znajdowała się butelka whiskey. Nagle, usłyszał kroki. Ktoś zbliżał się do drzwi. Gdy klamka powędrowała w dół, mężczyzna poczuł niepokój. Nie wiedział, kto powita go w drzwiach. Odetchnął, gdy zobaczył swoją dziewczynę.
- Cześć kochanie, wejdź. - powitała go wesoło i wpuściła do środka. Serj wręczył jej bukiet. Pocałowała go czule i zaprowadziła do jadalni. Tam, czekał pięknie przyozdobiony stół. Cudowna, biała zastawa ze złotym wzorem, obok każdego talerza serwetki, na których ułożone były eleganckie sztućce, lampki do wina, oraz świece.
- Pięknie. - westchnął z zachwytem. Ramiona Meli otoczyły go w pasie.
- Starałam się. - szepnęła mu do ucha. - Rozgość się, a ja zawołam rodziców.
Z chwilą gdy brunetka zniknęła za drzwiami, Serj ponownie poczuł falę niepokoju, który przerodził się w atak mdłości. Czuł, jakby ogromny kamień spoczywał na jego piersi, utrudniając oddychanie. Błagał w myślach Amelię, by się nieco pośpieszyła. Jak na komendę, w jadalni zjawiła się Mela wraz ze swoimi rodzicami. Ormianin wstał szybko i podszedł do Dagmary, wręczając bukiet kwiatów i witając się z nią pocałowaniem dłoni. Na matce Amelii nie zrobiło to większego znaczenia. Rzuciła mu jedynie beznamiętne dziękuję, nie trzeba było, po czym wyszła, włożyć kwiaty do wazonu. Wiktor, w podzięce za whiskey uściskał przyjacielsko Serja i szepnął mu do ucha, by nie przejmował się zachowaniem jego żony.
- Od jakiego czasu mieszka pan w Stanach? - odezwała się Dagmara lustrując bacznie czarnowłosego mężczyznę.
- Proszę mi nie mówić per pan. - odparł z szerokim uśmiechem. - W Los Angeles mieszkam od ósmego roku życia.
- Mhm... Urodziłeś się w Armenii?
- Nie, z pochodzenia jestem Ormianinem, ale urodziłem się w Libanie. Ściślej, w Bejrucie.
Kobieta pokiwała głową, obserwując każdy ruch Tankiana. Amelia miała ochotę zapaść się pod ziemię. Takie pytania zadaje się na początku znajomości, a nie po ponad roku. Mimo to wiedziała, że jej mężczyzna nie przejmie się tym.
- Powiedz mi, czym się zajmujesz poza muzyką?
Pytanie Dagmary zbiło brązowookiego z pantałyku. Wiedział, jaka będzie jej reakcja, gdy powie prawdę. Przełknął ciężko ślinę i postarał się uśmiechnąć najładniej, jak tylko był w stanie.
- Zajmuję się tylko i wyłącznie muzyką. Komponuję muzykę, piszę teksty... Pod tym względem jestem bardzo podobny do Darona. Oboje odkąd zaczęliśmy w jakimś stopniu rozumieć świat, chcieliśmy być muzykami. Do tego dążyliśmy i osiągnęliśmy swój cel.
- Zamierzasz stworzyć poważny związek z moją córką nie mając planu awaryjnego? - przebiła go na wskroś spojrzeniem zielonych oczu. - Wyobraź sobie taką sytuację: zespół się rozpada i co? Amelka ma was obu utrzymywać?
- Mamo? - odezwała się dziewczyna podnosząc głowę znad talerza, na którym znajdował się kawałek rolady z ciasta francuskiego z warzywami. - Przecież Serj nie przyszedł na przesłuchanie, tylko na kolację. Poza tym, nie pobieramy się za tydzień, więc myślę, że na tego typu rozmowy mamy jeszcze czas.
- Tak, Melcia ma rację. - wtrącił Wiktor, wznosząc swoją lampkę z winem. - To co, mały toaścik?
- Poczekaj. - Dagmara opuściła rękę męża. - Serj, zależy mi, by moja córka miała zapewnioną godną przyszłość. Poza tym, nie obraź się, ale boję się o jej bezpieczeństwo... Twoi rodacy, ludzie zamieszkujący tamte tereny często rozwiązują spory poprzez wojny, prawda?
Serj zastygł w bezruchu, wpatrując się wprost w przenikliwe oczy kobiety. Wiktor złapał się za głowę, a Amelia była bliska płaczu. Dyskretnie pogłaskała swojego chłopaka po kolanie, na co on zamknął jej dłoń w swojej. Wziął głęboki oddech.
- Pani Dagmaro, z całym szacunkiem, ale nie należy mierzyć wszystkich jedną miarą. - mówił spokojnie, niskim tonem głosu. - Ja wiem, jakie opinie o Bliskim Wschodzie krążą w Europie. Że tam nie dzieje się nic innego, poza wojną. Proszę mi wierzyć, ja jestem przeciwnikiem wojen, raz ludzi, którzy je prowokują. Mogę przysiąc na wszystko, że Amelii nie spadnie przy mnie włos z głowy.
- Nie jestem pewna, czy mogę pozwolić na to, by Amelka wiązała się z tobą, Serj.
- Mamo, chcę przypomnieć, że mam dwadzieścia jeden lat i mogę w pełni decydować o swoim życiu. - warknęła coraz bardziej poirytowana dziewczyna.
- Kochanie zrozum, nie wiadomo, czy pierwiastek tej agresji nie czai się gdzieś w naturze Serja.
Wiktor zakrył usta dłońmi, wciągając powietrze ustami, czemu towarzyszył charakterystyczny świst. Ame poczuła, jak uścisk Tankiana poluźnia się. Ormianin wstał od stołu i kulturalnie przepraszając, wyszedł z pokoju.
_______________________________________
Nie jestem jakoś specjalnie zadowolona z tego odcinka, ale mam nadzieję, że będzie się Wam podobał. :)
Schneiderowa, obiecałam, że to napiszę i słowa dotrzymuję... Jesteś cholerą i szatanem, gdyż rozbudzasz moją ciekawość na Twoje opowiadania, ale mimo to, I love you ;* :D
* Co roku 24 kwietnia, społeczność Ormiańska obchodzi rocznicę rozpoczęcia Ludobójstwa Ormian.
dobra, pewnie spodziewasz się moja droga Mezmerize, że zacznę komentarz od Alex i Dooma. muszę powiedzieć, iż jesteś w błędzie. na przekór wszystkiemu zacznę od końca, czyli od Serja.
OdpowiedzUsuńale wpierw muszę Ci powiedzieć, dobra - napisać: Ich liebe dich :*
a więc...
mało mnie nerwy nie rozszarpały podczas czytania ostatnich scen. rozumiem troskę Dagmary o córkę, ale to już jest chora przesada. ta kobieta nie dość, że działa mi na nerwy to doprowadza mnie do szewskiej pasji. jak można być aż tak zacofanym człowiekiem żeby nie dopuszczać do siebie myśli iż nie wszyscy ludzie pochodzący z Bliskiego Wschodu są terrorystami? mam ochotę zrobić coś bardzo złego Dagmarze. w porządku, rozumiem jej obawę, bo nie zna Serja. no ale kurwa mać (wybacz mi) tak ciężko poznać go bliżej? tak ciężko porozmawiać z nim, zapytać o jego życie? widocznie według Dagmary bardzo ciężko... biedny Serj, nie wie co robić. stara się jak może a co dostaje w zamian? nawet nie chcę pisać co... szkoda mi go bardzo, bo widać gołym okiem że strasznie zależy mu na miłości Amelii i dobrych relacjach z jej rodzicami. chwała Bogu, że Wiktor jest normalny i w pełni akceptuje Tankiana. wielkie brawa dla Wiktora. moim zdaniem Serj dobrze postąpił, że opuścił pokój.
a teraz najprzyjemniejsza część dla mnie ^^.
ileż słodkości tutaj, nic tylko rzygać tęczą :3 Boziu, Schneider zmienił się o 180 stopni na wieść, że Alex jest w ciąży. to takie słodkie. moje serducho bardzo się raduje :3
"Wyobraź sobie, że pierwszy raz zostaję ojcem. Dasz wiarę?" - no way, Doom, serio? wiesz, nie da się tego nie zauważyć. ach ta inteligencja Schneidera...
" - Będę się martwił bez względu na nic, bo jesteście najważniejszymi osobami w moim życiu, wiesz? Zdajesz sobie sprawę z tego, że gdyby trzeba było, dałbym się obedrzeć ze skóry, by was ratować?" - zaczęłam płakać gdy to czytałam. to piękne co powiedział Doom. taki facet to skarb, ze świecą takiego szukać.
biedny Christoph, Alex ciągnie bo po lekarzach by mu uświadomić iż ruch w ciąży jest wskazany. zaczynam mu współczuć nieco :) ale widać, że dzielnie chłop znosi humorki narzeczonej. mam nadzieję, że w dalszym czasie, kiedy ciąża będzie się rozwijała, Alex nie stanie się zrzędą i suką tylko spokojną i opanowaną kobietą. Doom mógłby nieco przystopować z tą troską. rozumiem, że chce jak najlepiej dla żony i dziecka ale kurde, do niczego dobrego to nie prowadzi...
"Miał jednak do tego stopnia miękkie serce i tak bardzo kochał swoją kobietę, że poszedł jej na rękę. Tak naprawdę, dla niego liczyło się jej szczęście. Swoje potrzeby był w stanie zepchnąć na dalszy plan." - nie no, ręce mi opadają... Mezmerize, za bardzo idealizujesz Dooma, serio. ale mi to nie przeszkadza, ja tam się cieszę i Ty o tym doskonale wiesz :*
żaden argument mnie przekona Alex do zmiany decyzji o poznaniu płci maleństwa, żaden. Doom, nawet nie próbuj szukać argumentów, i tak nie wygrasz :P
malutka prośba na koniec - chcę więcej takich słodkich scen :3
podsumowując, mam mieszane uczucia co do odcinka. cieszę się ze szczęścia Alex i Dooma ale z drugiej strony mam dość Dagmary...
czekam na następny rozdział, równie genialny co ten. pozdrawiam i życzę Ci oceanu weny, moja droga, buziaki :*
kurde, z rozpędu zrobiłam z Alex żonę Christopha, przepraszam :*
UsuńWidzę, że ktoś tutaj ma przypływy weny i odcinki pojawiają się coraz częściej i są takie długie. <3 Cieszę się bardzo, niezmiernie!
OdpowiedzUsuńSchneider jest po prostu kochanym misiakiem. Niby to nie choroba, ale trochę go rozumiem, bo to jednak będzie jego pierwsze dziecko i nie wie jak ma się zachować - i w stosunku do Alex, i w stosunku do jej brzuszka. Z drugiej strony rozumiem też Alex, bo też bym się denerwowała, gdyby ciągle ktoś kazał mi siedzieć i nic nie robić. ^^
Biedna Amelia, strasznie mi jej szkoda i wyczuwam, że ten cały rasizm jej mamy musi mieć ujście z jakiejś ważnej sprawy z jej przeszłości. Nie wiem dlaczego, ale mam takie dziwne wrażenie. Dobrze, że przynajmniej jej tatuś ma takie zdrowie podejście. No i mam nadzieję, że kolacja nie skończy się jakimiś ostrymi słowami mamy Amelii skierowanymi w stronę Serja... oj, mam nadzieję. :(
"Wyobraź sobie taką sytuację: zespół się rozpada i co? Amelka ma was obu utrzymywać?" No to pojechała nam Dagmarka. Gdybym mogła, to zdzieliłabym ją po główce. Biedny Serj, przytuliłabym biedaka w tym momencie! :(
Kochana, jak jeszcze raz powiesz, że nie jesteś zadowolona z TAKIEGO DOBREGO odcinka to znajdę Cię, gdzieś tutaj w Polsce, i normalnie nakrzyczę!
Odcinek jest świetny, pochłonęłam w mgnieniu oka! Chcę więcej i więcej! :)
Życzę Ci zatem dużo weny, żeby udawało Ci się wciąż regularnie dodawać odcinki i mnóstwo pomysłów. :*