niedziela, 14 września 2014

8

   Laura ucieszyła się, gdy zobaczyła w progu Amelię. Rzuciła się jej na szyję ze łzami w oczach. Brunetka mocno zacisnęła ramiona w pasie przyjaciółki.
   - Dobrze, że jesteś... - wymamrotała Kastner. - Daron z Serjem poszli na piwo, gdybym jeszcze godzinę posiedziała sama, oszalałabym.
   Weszły do środka. Poszły prosto do kuchni.
   - A Till? - zapytała Ame.
   - Poszedł do Richarda, coś próbują komponować na wypadek powrotu Rammstein. - westchnęła. - Czego się napijesz, skarbie?
   - Herbatki. - uśmiechnęła się słodko. Usiadła przy stole. Nie miała bladego pojęcia jak zaproponować przyjaciółce babski wieczór. Wyjazd Darona jest dla Laury prawdziwym nieszczęściem, ze względu na cel podróży. Wiecznie niebezpieczny Irak.
   - Może chciałabyś, żebym wybrała się z tobą na lotnisko? - zaczęła niepewnie brunetka. Błękitnooka polka obróciwszy się do przyjaciółki, posłała jej pełen wdzięczności uśmiech.
   - Boże, Melcia jakie ty głupie pytania zadajesz... - wysiliła się na uśmiech.
   - Oj tam... Kto oprócz nas i Serja jedzie na lotnisko?
   Kubek herbaty stanął przed Amelią.
   - Moi rodzice, Richard, Flake, Ollli i Paul.
   - Paul?!
   Imię byłego chłopaka Kastner wprowadziło Amelię w osłupienie. Nigdy nie spodziewałaby się, że Landers zdecyduje się pożegnać Darona.
   - No co tak patrzysz, sama jestem w szoku. - burknęła przyszła pani Malakian. - Choć prawdę mówiąc, nawet się cieszę. Stało się co się stało, ale miło mi czasami porozmawiać z Paulem zapominając o tym, przez co przeszliśmy.
   - Jesteś pewna, że nic już do niego nie czujesz?
   Laura nie wiedziała, co odpowiedzieć na to pytanie, choć sprawa była jasna. Nie czuła do niego nic oprócz przyjaźni. Rozmawiali o tym kilkakrotnie. Powtórzyła to swojej przyjaciółce. Ta jakby nie dowierzała. Było jednak wiadomo, że Amelia zawsze będzie trzymała stronę Darona.
   - Było mi ciężko. - Laura, ku zdziwieniu Meli podjęła temat jej związku z Landersem. - Nigdy tego nie kryłam i nie będę kryć, ale to już było.
   - I nie wróci więcej... - dopowiedziała Nowicka, nucąc melodię piosenki Maryli Rodowicz. 
   - Dokładnie tak.
   - Żałujesz?
   - Nie. - odparła pewnie. - Jest przecież Daron. Powiedz lepiej, co u ciebie i Serja.
   Po tym zdaniu, Laura nie była dopuszczona do słowa przez kolejne trzydzieści minut. Amelia gadała i gadała i gadała... Laurze to nie przeszkadzało, przeciwnie. Chciała, by przyjaciółka jej się zwierzyła tym bardziej, że jej matka ciągle była wrogo nastawiona do Serja. 


   - Chcesz czegoś konkretnego, czy tak po prostu wpadłeś?
   Przywitanie Paula nieco zbiło z pantałyku Kruspego. Dopiero kiedy młodszy parsknął śmiechem, Richard również szeroko się uśmiechnął.
   - Czegoś konkretnego. - odparł rozwalając się na kanapie. W domu każdego ze swoich przyjaciół czuł się jak u siebie. Nigdy się nie krępował. Od czasu do czasu Till zwracał mu na to uwagę, jednak Showman nic sobie z tego nie robił. No bo dlaczego miałby krępować się w domach najlepszych przyjaciół?
   - Co tym razem?
   - Dobre wieści, przyjacielu. - zaćwierkał czarnowłosy.
   - O. - odparł z zaskoczeniem Paul. - Mów, mów, bo dobrze zacząłeś.
   Kruspe postanowił przeprowadzić rozmowę systemem "od ogółu do szczegółu". Mówił o rzeczach nieistotnych, na przykład o sytuacji pogodowej, gdy Till przyszedł go odwiedzić. Landers niecierpliwił się coraz bardziej, czego nie uzewnętrzniał. Słuchał wywodu na temat prędkości wiatru tamtego dnia. W chwili, gdy Richard zaczął szczegółowo opisywać, jakich perfum użył Lindemann, młodszy gitarzysta nie wytrzymał.
   - Istnieje cień szansy, że dziś dowiem się o co chodzi? - warknął ostrzegawczo. 
   - Chciałem cię trochę potrzymać w niepewności, nie wkurzaj się. - odpowiedział, unosząc obie ręce. - Wyobraź sobie, że nasz przerośnięty przyjaciel napisał tekst. Zestawiłem go z melodią, którą jakiś czas temu ułożyłem i doszliśmy do wniosku, że gdyby zagrać to całym zespołem, dopracować szczegóły i ewentualnie co nieco pozmieniać, to mógłby z tego być całkiem przyzwoity kawałek.
   - Reaktywacja? - zapytał ściszonym głosem Landers. Richard pokiwał głową na boki.
   - Nie chcemy zapeszać. - nieco ostudził entuzjazm przyjaciela. 
   - No tak, Schneider...
   - Właśnie. Myślę, że powinniśmy się spotkać i przedyskutować sprawę. Wyjścia są trzy. Rezygnujemy ostatecznie z ratowania zespołu, siłą zmuszamy Schneidera do gry, albo szukamy innego perkusisty.
   Landers nie wiedział, co powiedzieć. Chrząknął jedynie cicho i odburknął coś w stylu "chyba masz rację". Dlaczego ten cholerny Christoph tak bardzo broni się przed powrotem do zespołu? Przecież obiecali z Richardem, że nie będą już sprzeczać się o byle co, utrudniając przy tym pracę nie tylko sobie, ale całemu zespołowi. Obiecali, że bez względu na to, czy będą w  studiu, w trasie czy w swoich domach nie będą już więcej rzucać sobie kłód pod nogi. Obaj w końcu zrozumieli, że są sobie bardzo bliscy. Jak na najlepszych przyjaciół przystało. 
   O co w takim razie chodzi Doomowi?
   - Trzeba coś wymyślić, bo inaczej oszaleję. - wyznał Reesh. - Cholernie brakuje mi grania, tras koncertowych, tych godzin spędzonych w studiu. Jeżeli ta machina mimo naszych starań nie ruszy, rozkręcę jakiś projekt.
   Paul jakby nie zrozumiał słów przyjaciela.
   - Myślisz nad karierą solową?
   - A co innego mi pozostaje? Nie potrafię żyć bez grania. - zastanowił się chwilę. - Skontaktowałbym się z Shavo, pogadałbym z nim trochę...
   - Richard Kruspe podbija USA. - mruknął Paul.
   - Przyłączysz się? Tak różne charaktery jak my to gwarancja sukcesu.
   Młodszy z muzyków pokręcił głową.
   - Dziękuję, że o mnie pomyślałeś, ale nie. - odparł ze szczerą wdzięcznością w głosie. - Albo Rammstein, albo nic.
   Czarnowłosy uśmiechnął się nieznacznie. Albo Rammstein, albo nic... Takie podejście miał nie tylko Paul. Tak naprawdę każdy z muzyków, oprócz samego Richarda nie wyobrażał sobie pracy w innym zespole. Jedynie Till się czymś zajął. Nie udziela się muzycznie, tylko poetycko. Wieczorami siada w fotelu z notatnikiem i piórem, odcina się od otoczenia i pisze. Opisuje wszystko, co go otacza. Tak, jak robił to przy okazji tekstów Rammstein.
   - Jesteś pewien, że tylko Schneider nie chce powrotu? - odezwał się w końcu Paul.
   - Stuprocentowo. Serj mi mówił, że Flake od pewnego czasu gra na swoim fortepianie tylko i wyłącznie utwory z Herzeleid i Sehnsucht. Poza tym, kilka razy mu mówił, że sens życia mu gdzieś umknął. A przynajmniej jego znaczna część. - westchnął. - Przeżył to chyba najbardziej z nas wszystkich.
   - Podnoś dupsko, jedziemy do Olivera. - zarządził Landers.
   - Po co?
   - Układać strategię. On jest w tym momencie wulkanem energii, jak ktoś ma nam pomóc, to tylko on.


   Serj od dawna zastanawiał się ile jeszcze tragedii musi się stać, by ludzie zrozumieli, że wojna nie jest lekiem na całe zło tego świata. Ile niewinnych ludzi, takich jak dziadek Darona musi ucierpieć lub umrzeć, by znaleźć inne rozwiązanie konfliktów. Był przerażony, jak nieczułe są rządy chyba wszystkich narodów na nieszczęścia tych najmniejszych i bezbronnych. Dzieci, ludzi starych i chorych, ale i tych młodych i w pełni sił, którzy nie potrafią się bronić. Z ust prezydentów płyną piękne słowa o ochronie życia. Dlaczego w takim razie nie rozwiążą swoich problemów osobiście? Dlaczego nie skoczą sobie do gardeł, tylko wyręczają się tymi biednymi ludźmi?* Tankian nie był w stanie tego pojąć.
   Z zamyślenia wyrwał go Daron. 
   - Stary, wszystko ok? - zapytał zmęczonym głosem, lekko potrząsając przyjacielem. Starszy z Ormian rozejrzał się po barze, później zerknął na Malakiana.
   - Tak... Przepraszam, zamyśliłem się.
   - To zauważyłem.
   - Jesteś pewien, że nie chcesz, bym jechał tam z tobą?
   Daron pokręcił powoli głową. W życiu nie pozwoliłby, by jego przyjaciel narażał zdrowie i życie tylko po to, by go pilnować. Jego postawa nie podobała się starszemu muzykowi. Był tym wyjazdem przerażony niemal tak, jak Laura.
   - Pomyśl o Amelii. - polecił Daron. - Chcesz, żeby przeżywała to, co Laura teraz?
   - Nie...
   - Naprawdę nie musisz się martwić, będę na siebie bardzo uważał. Nie dam się zabić jakimś sukinsynom. Będę dzwonił codziennie do ciebie i do Laury. - zamilknął na sekundę, by westchnąć i poklepać kumpla po ramieniu. - Będzie dobrze, możesz mi wierzyć.
   Serj nie był do tego przekonany, ale ze wszystkich sił starał się w to wierzyć. Nie był w stanie wyobrazić sobie, że Daron mógłby nie wrócić z tej podróży. Przez te wszystkie lata Daron stał się dla niego członkiem rodziny. Bywało, że zapominał, że on nie jest jego bratem, tylko najlepszym przyjacielem. 
   Dokończyli swoje piwa i opuścili bar. Każdy ruszył w swoją stronę. Serj, do Amelii i Flake'a, natomiast Daron do Laury, Tilla i pakowania.


   Oliver słuchał wywodu Richarda, co chwila zerkając na milczącego Paula. Pomysły Kruspego były bardzo trafne, musiał to przyznać. Spróbują jeszcze raz porozmawiać ze Schneiderem. Jeżeli nic nie wskórają, casting na nowego perkusistę będzie najlepszym wyjściem. Wolał to, niż całkowity i definitywny koniec zespołu.
   - No, i co o tym myślisz? - zapytał Richard.
   - Najpierw, jeszcze raz pogadamy z Christophem. - odparł basista. - Jeżeli znowu zacznie się ciskać, to ładnie podziękujemy za dotychczasową współpracę i znajdziemy kogoś nowego.
   Gitarzyści wymienili spojrzenia. Na twarzy Kruspego zagościł uśmieszek.
   - Jesteś pewien, że nowy to dobry pomysł? - po raz pierwszy odezwał się Landers. Olli kiwnął energicznie głową.
   - Posłuchaj mnie, Paul. - pochylił się od przodu. - Zdecydowanie wolę grać z nowym perkusistą, niż pozwolić, by przez jednego Schneidera i jego fochy rozpadło się nasze wspólne dzieło.
   - Doskonale cię rozumiem, ale wiesz, jak było z początku... Jeden za wszystkich... i tak dalej.
   - A Christoph pamiętał o tej zasadzie, gdy z dnia na dzień opuścił zespół zasłaniając się twoimi kłótniami z Richardem? I to wtedy, kiedy było już po sprawie? Postawił nas, do jasnej cholery przed faktem dokonanym nie dając możliwości negocjacji.
   Paul nie odezwał się ani słowem, natomiast Reesh wyciągnął w stronę Riedela dłoń, z wyprostowanym kciukiem.
   - Ja też nie zamierzam pozwolić Schneiderowi na zniszczenie naszych marzeń o kolejnych albumach i koncertach Rammstein. - powiedział Richard. - Co z tego, że jest naszym kumplem? Pozostanie nim, ale to nie upoważnia go, do hamowania rozwoju zespołu. 
   - Dokładnie.
   Uznali rozmowę za zakończoną. Postanowili, że zaraz po wylocie Darona, całą piątką pójdą do Schneidera i odbędą z nim ostateczną, poważną rozmowę.
_____________________________________
* pomysł na myśl Serja zaczerpnięty z: System Of A Down - B.Y.O.B.

1 komentarz:

  1. Jerona! nareszcie jest odcinek, na który długo trzeba było czekać, ale wybaczam Ci to :*

    bardzo dawno nie pisałam żadnego komentarza, więc z góry przepraszam zarówno za jakość jak i długość :(

    bardzo się cieszę, że Laura ma taką przyjaciółkę jaką jest Amelia. w obecnej sytuacji Kastner potrzebuje wsparcia najbliższych osób, rodziny i przyjaciół.

    no, no, no... panowie chcą reaktywacji Rammstein... również się z tego bardzo cieszę, ale znając Schneidera nie będzie łatwo, a to się równa temu iż jednak nie będę miała się z czego cieszyć...

    biedny Daron, biedny Serj :( żal mi chłopaków, naprawdę. mam nadzieję, że Daron wróci cały i zdrowy z Iraku... nie potrafię sobie wyobrazić Laury w żałobie :'(

    boję się rozmowy zespół vs. Doom... domyślam się, że będzie bardzo ciekawie i interesująco.

    nie pozostaje mi nic innego jak tylko czekać na następny odcinek, równie wspaniały co ten :)

    życzę Ci kochana bardzo dużo weny, chęci i inspiracji do dalszego pisania :*

    PS: raz jeszcze przepraszam za jakość i długość tego komentarza :*

    OdpowiedzUsuń