czwartek, 26 czerwca 2014

7

   Siedzieli w swoim pokoju bez słowa już jakieś dziesięć minut. Żadne z nich nie wiedziało jak zacząć rozmowę. Wiadomość o bardzo ciężkim stanie dziadka spadła na Darona jak grom z jasnego nieba. Zaczął wspominać. Myślał o tych wszystkich chwilach, które z nim spędził. Dziadek od czasu do czasu odwiedzał go i jego rodziców w Stanach. Ze względu bezpieczeństwa, nie pozwalał im przylatywać do Iraku. Gitarzysta będąc już rozumnym chłopcem zastanawiał się, dlaczego jego rodzina, mieszkająca w tym niebezpiecznym kraju nie chce przenieść się do USA. Nigdy nie otrzymał odpowiedzi na to pytanie.
   - Powiedz coś, proszę cię. - burknęła Laura, wyglądając za okno. Była przerażona. Nie mogła zabronić mu jechać. Chodziło w końcu o kogoś bardzo bliskiego dla niego. Z drugiej strony, nikt nie może dać gwarancji, że Daron wróci.
   - Muszę tam polecieć. I to jak najszybciej.
   Pokiwała głową. Ciekawe, co to znaczy jak najszybciej - pomyślała. Chłopak jakby czytał w jej myślach, bo od razu udzielił odpowiedzi, na niewypowiedziane pytanie.
   - Dziś idę na lotnisko. Lecę pierwszym samolotem. - spojrzał na nią błagalnie. - Zrozum mnie, proszę.
   - Doskonale cię rozumiem, pewnie będąc na twoim miejscu zrobiłabym tak samo... - oparła się lędźwiami o parapet. - Daron, a co byś powiedział, jakbym poleciała tam z tobą?
   - Zwariowałaś? - wypalił. - Czy ty wiesz, co tam się dzieje?
   - Wiem. I właśnie dlatego boję się o ciebie i nie chcę, byś jechał sam.
   Podszedł bliżej, by przytulić narzeczoną. Dziewczyna objęła go za szyję, niemal odcinając dopływ powietrza do jego płuc. On również bał się tej podróży, ale był ją winien swojemu dziadkowi. Za wszystkie wspólnie spędzone dni i za jego odwagę, że mimo obecnej sytuacji w Iraku nie uciekł.
   - Nie lecę sam. - szepnął wprost do jej ucha. - Rodzice, zwłaszcza mama muszą go odwiedzić.
   - Nie uspokaja mnie to.
   Westchnął.
   - Gdybyś nawet miał obok całą bandę ochroniarzy, którzy nieśliby cię w czymś kuloodpornym, i tak bym umierała ze strachu. Teraz postaw się na chwilę w mojej sytuacji. - poprosiła. - Tu nie chodzi o to, że ktoś cię szturchnie, albo zwyzywa. A jak tak samo jak twój dziadek znajdziesz się w nieodpowiednim czasie i miejscu? Nie chciałabym odbierać cię z lotniska, jako ciała zapakowanego w czarny worek, dasz wiarę?
   - Przestań. - syknął i odsunął się na kilka kroków. - Naprawdę mam ci kupić okulary z różowymi szkłami? Może przestałabyś widzieć wszystko w czarnych barwach.
   - Ok, w takim razie ja ci kupię rozum, bo myśląc, że nic ci się nie może stać pokazujesz, że go nie masz wcale. 
   Przestali się odzywać. Kastner stała przy oknie i obserwowała sytuację panującą na zewnątrz, a Daron wyszedł z pokoju. Chwilę później, dziewczyna zauważyła, jak Ormianin pośpiesznie szedł w kierunku lotniska Tegel. Uderzyła pięścią w parapet i zeszła na dół. W salonie zastała Tilla, oglądającego telewizję. Usiadła obok niego i westchnęła.
   - Nie miej mu tego za złe. - powiedział Lindemann, obejmując ją ramieniem. Spojrzała na niego wzrokiem wyprutym z emocji.
   - Przecież nie chcę mu zabraniać spotkania z dziadkiem, coś ty...
   - Więc?
   - Sama nazwa Irak powinna dać ci coś do zrozumienia. - warknęła i skrzyżowała ręce na piersi. Niemiec widząc, że jego przybrana córka jest poirytowana, ostrożnie przytulił ją do siebie. Ona, bez słowa oparła policzek o jego pierś i z głośnym westchnieniem oplotła go ramionami w pasie.
   Chwilę później, cisza zaczęła ją męczyć.
   - Idę na spacer. - poinformowała krótko. - Gdyby ten kretyn Malakian wrócił wcześniej to mu powiedz, że mam przy sobie telefon.
   - Przekażę mu. - odparł z uśmiechem Till. - To, że jest kretynem też mam mu powiedzieć?
   - Tak. - powiedziała po chwili namysłu. - Niech w końcu pozna prawdę o sobie.
   - Chciałbym tylko przypomnieć, że ty i Daron nie możecie bez siebie żyć i kochacie się jak nic na tym świecie, zgadza się?
   - Zgadza. - warknęła. - Pa!


   Szła wolnym tempem, z dłońmi ukrytymi w kieszeniach czerwonych spodni. Błądziła wzrokiem po kostkach chodnikowych. W jej głowie kotłowało się milion myśli, a kwintesencją każdej z nich był wyjazd Darona do Iraku.
   - Cześć, Laura! - usłyszała za sobą. Obróciła się. Zobaczyła Christopha, idącego w jej stronę. Przystanęła, by się z nim przywitać. Poklepał ją w ramię. Jak starą znajomą - pomyślała. Brakowało jej braterskich kontaktów z perkusistą.
   - Dzień dobry.
   - Sama na spacer? Gdzie zgubiłaś narzeczonego? - zapytał, teatralnie rozglądając się wokół. Wzruszyła ramionami.
   - Poszedł na lotnisko.
   - Już ogarnia bilet na lot do Los Angeles?
   - No, tak jakby... - zmusiła się do krzywego półuśmiechu. - Nie będę cię zanudzać, do zobaczenia.
   Chciała odejść, gdy Doom zawołał ją. Odwróciła głowę. Schneider zrobił kilka kroków, by przybliżyć się do niej. Przyjrzał się jej badawczo.
   - Chodź na kawę, to pogadamy. Coś jest nie tak, widzę to.
   - Daj spokój, nie ma o czym mówić...
   - Koniec dyskusji. Tam, niedaleko jest świetna kawiarnia. - lekko pchnął ją do przodu. - Alex by mnie zabiła, gdybym cię zostawił bez pomocy.
   Super, sam z siebie nie pomógłbyś komuś, kto kiedyś dla ciebie wiele znaczył - pomyślała. Zabolało ją to, że Christoph traktuje ją jak byle jaką znajomą. Fakt, popsuło się między nimi, ale ona nigdy nie wyrzuci z pamięci wspólnie spędzonych chwil. On, już dawno to zrobił. Nie mówił o tym nikomu, ale pogodził się z Laurą ze względu na to, że Alex nalegała.
   - Naprawdę, nie ma o czym mówić. - burknęła. Mimo niechęci ruszyła za Schneiderem. Nie miała jednak w planach poruszania tematu Darona.
   Gdy dotarli na miejsce, zajęli stolik zaraz przy oknie. Złożywszy zamówienia, przez chwilę nie odzywali się do siebie.
   - No, to opowiadaj, co się stało. - zachęcił Christoph.
   - Tłumaczyłam ci przecież, że nic. - odparła, może zbyt nerwowo. - Mam gorszy dzień, nie wolno mi?
   - Wolno, wolno. - uniósł ręce w geście poddania. Po kilku minutach, do ich stolika podszedł kelner z dwoma filiżankami kawy.
   - Mam wrażenie, czy chcesz porozmawiać o czymś zupełnie innym? - zauważyła, gdy zostali ponownie sami. Perkusista zawahał się. Laura czekała cierpliwie na odpowiedź ze strony mężczyzny, nachalnie wpatrując się w jego twarz.
   - Chciałbym, żeby wszystko było między nami jasne. - burknął.
   - Słucham. Co masz mi do powiedzenia?
   Zrobił mały łyk kawy, by nieco zaoszczędzić na czasie. Abstrahując od wszystkiego, ciężko mu było powiedzieć jej prosto w twarz to, o czym myśli.
   - Nie zamierzam dłużej udawać przed tobą, że o wszystkim zapomniałem. Pamiętam, jak stchórzyłaś i zwiałaś, podczas gdy my przeżywaliśmy kryzys. Był nawet moment, w którym myślałem, że gdybyś nie pojawiła się w naszym życiu, nic takiego by się nie stało. Ale kto mógł to przewidzieć? - wzruszył ramionami. - Później, Till, Richard, Flake, a nawet Oliver przeszli na twoją stronę. Riedelowi dziwię się do tej pory, przecież można powiedzieć, że go skrzywdziłaś, dałaś mu nadzieję. Naprawdę myślałaś, że puściłem to w niepamięć?
   - Nie. - powiedziała stanowczo. - Myślałam, że mi wybaczyłeś, bo przecież tak mi powiedziałeś. Po co kłamać?
   - Bo Alex nie dała by mi spokoju. 
   - Dobrze, że przynajmniej teraz znalazłeś trochę odwagi, by się przyznać. - westchnęła i spojrzała na niego kpiąco. - Boże, żeby Daron tak bał się mnie, jak ty boisz się Alex... O moim narzeczonym można powiedzieć wiele, ale jak na mężczyznę przystało, potrafi postawić na swoim i często to jego słowo jest ostatnie.
   Mężczyzna zdębiał. Wpatrywał się w byłą przyjaciółkę, wybałuszając oczy. Czy to, że ustępuje Alex w wielu sprawach czyni go przysłowiową ciepłą kluchą? Może faktycznie, powinien od czasu do czasu się postawić i udowodnić, że on ma takie samo prawo do podejmowania różnych decyzji. Z drugiej strony nie chciał, by jego narzeczona denerwowała się w tak odmiennym stanie... Przeczesał palcami swoje kręcone włosy i podparł brodę na zwiniętej pięści.
   - Wszyscy byli w stanie mnie zrozumieć. - ciągnęła Kastner widząc, że ze strony Niemca nie doczeka się żadnej odpowiedzi. - Nawet Paul, który gdyby mógł, zablokowałby granicę, bym już więcej się w Niemczech nie pojawiła. Nawet on mnie zrozumiał. Tylko ty masz z tym problem. Nie wydaje ci się, że to z tobą jest coś nie tak?
   - Najwidoczniej jestem najbardziej pamiętliwą osobą w naszym gronie. - odburknął.
   - Nigdy nie będziesz bardziej pamiętliwy niż Shavo. - uśmiechnęła się pod nosem, wypowiadając imię przyjaciela.
   - Skoro zeszliśmy już na temat twoich przyjaciół ze Stanów... Gdybyś była tak kryształowa, jaką się przed wszystkimi robisz, to zanim związałaś się z Daronem, porozmawiałabyś z Paulem.
   Tym razem, to Laura wybałuszyła oczy ze zdziwienia. 
   - Może jeszcze miałam go prosić o zgodę i błogosławieństwo? - zadrwiła. - To, że byliśmy razem nie oznacza, że całe moje życie muszę podporządkować jemu. Spotykaliśmy się, nie wyszło nam, trudno. Teraz zarówno on jak i ja możemy ułożyć sobie życie na nowo. Proszę cię, zastanów się zanim coś powiesz.
   Policzki perkusisty zapłonęły. Nie zmierzał robić Laurze wyrzutów o tą uwagę, bo dotarło do niego, że dziewczyna ma rację. Chrząknął cicho.
   - Faktycznie, to nie było chyba zbyt mądre...
   - No chyba. - kiwnęła głową. - A teraz konkrety. Chciałeś mi po prostu powiedzieć, że w dalszym ciągu zostajemy wrogami?
   - Nie. - zaprzeczył. - Nie wybaczyłem ci tego, nie zapomniałem i nigdy tego nie zrobię. Chciałem, byś to wiedziała.
   - Dobrze. - wstała z kawiarnianego krzesła i wyciągnąwszy z portfela należność za kawę, położyła ją obok filiżanki. - Żałuję, że nie potrafisz tak jak reszta mi wybaczyć. Wiedz tylko, że ja w przeciwieństwie do ciebie nie wyrzucę z pamięci ani jednej z chwil, które spędziłam z tobą, moim bratem. - poczuła, że lada moment się rozpłacze. - Do widzenia.
   Chciał krzyknąć za nią, by zaczekała, ale zamiast tego machnął dłonią na kelnera. Po zapłaceniu rachunku wyszedł na zalane słońcem ulice Berlina i z natłokiem myśli w głowie, ruszył do domu.


   Po wejściu do domu, Laura usłyszała rozmowę jej narzeczonego z Tillem. Weszła do salonu. Daron zmierzył ją wzrokiem z góry na dół.
   - Przytulisz się do tego kretyna? - zapytał, rozkładając ramiona. Szatynka zgromiła spojrzeniem przybranego ojca i usiadła na kolanach Malakiana.
   - Ciągle jesteś nie w humorze. - zauważył Till.
   - Aaa, bo Schneidera spotkałam... W końcu spiął pośladki i odważył się powiedzieć, co o mnie myśli.
   Panowie z zaciekawieniem poprosili, by dziewczyna opowiedziała o jej spotkaniu z Christophem. Wzięła głęboki wdech i zaczęła mówić. Po każdym wypowiedzianym przez siebie zdaniu, zerkała zza ściany brązowych włosów na Lindemanna. Jego wyraz twarzy zmieniał się. Przechodził ze zdziwienia, poprzez poirytowanie, aż do lekkiej złości. Daron w momencie, kiedy Kastner opowiadała o chwili, gdy ich rozmowa zeszła na jego temat, parsknął śmiechem.
   - Ech, Schneider, Schneider. Zakochany do tego stopnia, że gdyby Alex kazała mu skoczyć z dziesiątego piętra, skoczyłby. - Till pokręcił głową. 
   - No dobra, niech sobie żyją jak chcą, nam nic do tego. - machnęła ręką. - Ale do cholery niech nie bredzi.
   - Laura, ale powiedz, czym ty się przejmujesz? - oburzył się Niemiec.
   - Niczym. - warknęła. Obróciła głowę w stronę Darona i pociągnęła go delikatnie za brodę. - Kiedy wyruszasz?
   - Pojutrze... - wymamrotał chłopak. Przytulili się mocniej, niemal dusząc się wzajemnie. - Nie wiem jeszcze na jak długo. Tydzień, góra dwa.
   - Dobrze, gołąbeczki. - zaczął Till. - Nacieszcie się sobą, nie będę przeszkadzał. 
   Chciał odejść, gdy Daron złapał go za nadgarstek. Zdezorientowany Lindemann przeniósł wzrok na Ormianina.
   - Siadaj. - polecił. - Drugim teściem też muszę się nacieszyć.
   Laura uśmiechnęła się pod nosem. Była szczęśliwa, że Till polubił Darona mimo jego wcześniejszych wątpliwości, co do jego osoby. Siedzieli razem w salonie i rozmawiali. W taki sposób upłynęło im całe popołudnie i wieczór. Dopiero późno w nocy udali się do swoich pokoi, by położyć się spać.
   Mimo, że jutrzejszy dzień zapowiadał się jako jeden z tych zwariowanych, kiedy nie wiadomo w co włożyć ręce, Laura nie mogła zasnąć. Nie mogła się nawet wiercić, gdyż była zamknięta w niedźwiedzim uścisku Darona, który mimo, iż spał głęboko, nie odpoczywał. Jego mięśnie były stale napięte. Myślała o tym, co ich czeka. Co czeka przede wszystkim jego. Wyprawa do tak niebezpiecznego kraju to nie przelewki. A jak już nie wróci? A jak zostanie kaleką na skutek wypadku? Nie chciała myśleć w ten sposób, ale nie mogła nic poradzić na to, że w jej głowie rodziły się same najczarniejsze scenariusze.
   W pewnym momencie zorientowała się, że Daron jest spocony. Marszczył brwi, oddychał coraz ciężej. W końcu, z krzykiem podniósł się do pozycji siedzącej.
   - Uciekaj! - wrzasnął. Siedzieli w milczeniu ładnych kilka minut. Chłopak omiótł wzrokiem ciemny pokój. 
   - Co ci się śniło?
   - Że strzelali do ciebie... - szepnął, a zaraz później zrobił kilka łapczywych oddechów. - Mam dość.
   Opadł ciężko na poduszkę. Laura przytuliła się do niego i głaszcząc go po głowie zapewniała, że wszystko będzie w najlepszym porządku. Że dziadek przeżyje, a on i jego rodzice wrócą cali i zdrowi.
   Mówiła to z udawanym przekonaniem w głosie, bo sama nie wierzyła w swoje słowa...


   Tymczasem Amelia ciągle pomieszkiwała u Christiana. Gospodarz był z tego powodu zadowolony. Zawsze mieszkał sam, a teraz jest jeszcze ona i Serj. Flake bardzo zżył się z nimi, a szczególną przyjemność sprawia mu widok ich uśmiechniętych buzi, gdy podaje obiady. Para jest zachwycona talentem kulinarnym Lorenza.
   - Rozmawiałem z nim dzisiaj, jest w nie najlepszym stanie. Martwi się o dziadka, rodziców, Laurę i siebie. Jutro wylatuje.
   Amelia z przejęciem słuchała swojego mężczyzny, gdy opowiadał o sytuacji Darona. Co chwila zakrywała usta dłonią, albo kręciła głową.
   - Biedny... - szepnęła niemal ze łzami w oczach.
   - Powinnaś być teraz przy Laurze. - zauważył Tankian. - Jesteś jej bardzo potrzebna.
   - Wszyscy jesteśmy... - westchnęła. - Może pójdziesz do niej ze mną?
   - Oczywiście. - pogładził się po brodzie. - A jakbyśmy się wszyscy zebrali u kogoś i urządzili spotkanie? No wiesz, żeby Laura nie czuła się samotna.
   - Nie, Serj... - Ame pokręciła głową. - To będzie wyglądało jak jakaś stypa...- skrzywiła się. - Mam lepszy pomysł.
   Wybiegła z ich pokoju. Tankian nie miał pojęcia, co wykombinowała jego dziewczyna, ale cierpliwie czekał, aż wróci i opowie mu o swoim pomyśle. Niecałe dziesięć minut później, była z powrotem.
   - Dzwoniłam do Alex. - niemal piszczała z zachwytu. - Jutro odbieramy Laurę z lotniska zaraz, jak Daron zniknie jej z oczu i urządzamy babski wieczór u Tilla!
   Czarnowłosy pogłaskał Melę po plecach i pocałował w czoło.
   - Cieszę się, że mam taką mądrą kobietę. - powiedział z dumą. - Pozwolisz, że teraz wybiorę się do Darona? Muszę z nim pogadać, zanim wyjedzie.
   - Jasne kochanie, idź. - odparła. - A ja dotrzymam towarzystwa Christianowi. Poproszę, by zagrał mi coś ładnego na fortepianie.
   Rozeszli się. Serj poszedł do Darona, a Amelia zeszła na dół, do pokoju z fortepianem, by posłuchać pięknej gry Lorenza.

2 komentarze:

  1. wcale nie dziwię się się Laurze, że boi się o Darona. Irak to bardzo niebezpiecznie państwo...

    Doom... no co za łajza z niego... wrrr... -.-' buahaha, rozbawiłaś mnie tym stwierdzeniem, że Schneider to ciepłe kluchy xD no ale jakby nie patrzeć to czysta prawda. panie Schneider, proszę czasami pokazać pazur i sprzeciwić się Alex, ona wcale się nie obrazi, co najwyżej strzeli focha roku xD

    nazwanie Tilla "drugim teściem" przez Darona mnie wzruszyło, przaja Ci za to :*

    biedny Daronek, już ma koszmary :( strasznie mu współczuję tego, co stało się jego dziadkowi. nikt nie chciałby być w takiej sytuacji. mam nadzieję, że dziadek przeżyje, a jego rodzina weźmie go ze sobą do Stanów.

    no to się nasz doktor flakenstein cieszy z lokatorów :) przynajmniej nie jest mu nudno. ale to dobrze, samemu źle się mieszka, można dostać jobla do głowy :/

    Amelia to złota dziołcha :) pomysł z babskim wieczorem jest strzałem w dziesiątkę. będę na niego niecierpliwie czekać.

    rozdział bardzo mi się podobał, jak każde poprzednie nie tylko ze względu na "kroki" xD strasznie uwielbiam Twój styl czytania, który jak dla mnie jest lekki i przyjemny :3

    z ogromną niecierpliwością oczekuję 8 odcinka, mam nadzieję, że przeczytam go niezwłocznie jak go opublikujesz, bo jutro mam sądny dzień... koniec roku, świadectwo... :'(

    pozdrawiam, ściskam, całuję i życzę weny :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Czyli jednak Daron jedzie... No cóż. Ja go rozumiem. Też bym pojechała bez względu na wszystko. Rozumiem też Laure, bo też bym się martwiła na jej miejscu... Ciężka sytuacja, ciężka.

    Doom, małpko wredna, mógłbyś trochę czasami pomyśleć. :( Faceci to jednak są młoty... i zakute łby.

    Dobrze, że Laura się uspokoiła już trochę i nie przeżywa tak bardzo wyjazdu Darona. Mogło to się źle skończyć dla ich obu, a ja głęboko wierzę że Malakian wróci do Berlina cały i zdrowy. I Laura też powinna w to uwierzyć!

    Przepraszam za jakość komentarza, ale weny brak. Znowu...

    Odcinek świetny, z niecierpliwością czekam na kolejny!

    OdpowiedzUsuń