wtorek, 17 czerwca 2014

6

   Wskazówki zegara leniwie przesuwały się po tarczy. W domu Tilla panowała trudna do określenia atmosfera. Gospodarz, snuł się po kuchni w celu przygotowania sobie czegoś na ząb. Laura i Daron siedzieli na tarasie, pochłonięci myślami. Ormianin próbował rozgryźć podły nastrój narzeczonej, a ona w milczeniu rozważała wszystkie za i przeciw małżeństwa z Malakianem. Od czasu do czasu zerkali na siebie, jednak ich spojrzeń nie przecinało to uczucie, które żywili do siebie. Oczy tych dwojga były dziś wyjątkowo puste, jakby zalane mgłą.
   - Powiesz mi w końcu dlaczego jesteś taka smutna, czy będziesz w dalszym ciągu milczeć? - przerwał ciszę Daron. Szatynka spojrzała na niego spod półprzymkniętych powiek.
   - Mam gorszy dzień, ale to już chyba ci mówiłam, nie?
   Mężczyzna wyczuł sarkazm w wypowiedzi Laury. Zamiast odpyskować, jak ma w zwyczaju, przytulił ją jeszcze mocniej. Dziewczyna przez swoje głupie, jak określił to Richard urojenia, poczuła się, jakby ten uścisk był ostatnim szczerym. Czuła się tak, jakby traciła coś bardzo ważnego. Porównywała swój stan z chwilą, w której Paul definitywnie i nieodwołalnie zakończył ich związek. Objęła w pasie swojego narzeczonego. Wróciły wszystkie wspomnienia. Od poznania Darona w barze, do oświadczyn. W końcu miała to, o czym marzyła. Była spełniona od A do Z. Jej dwa, a w zasadzie trzy światy połączyły się. Jej rodzina i przyjaciele stworzyli tu, w Berlinie jedną, wielką rodzinę. Ma idealnego mężczyznę. Miała pozwolić, by to wszystko prysnęło jak bańka mydlana?
   - Nie tak prędko...
   - Co? - odezwał się wyrwany z zamyślenia Daron. Laura zorientowała się, że właśnie wypowiedziała na głos swoje myśli. Uśmiechając się szeroko rzuciła krótkie "nic". Rzucając mu charakterystyczne spojrzenie, pociągnęła go za rękę w głąb domu. Chłopak momentalnie zrozumiał aluzję i wręcz jak na skrzydłach udał się za swoją ukochaną.


   Kruspe wszedł do salonu, trzymając w dłoniach dwa kubki z kawą. Postawił je przed Tillem i Oliverem i usiadł w fotelu. 
   - Mówiłeś, że masz coś ciekawego. - zauważył Richard.
   - Oceń. - odparł krótko Lindemann i wyciągnął w stronę kolegi dłoń, w której trzymał kartkę. Młodszy rozwinął kawałek papieru i zaczął czytać.
   - Co to jest? - zainteresował się Oliver.
   - W moich marzeniach, jest to powrót Rammstein. - odpowiedział ze smutkiem mężczyzna. Riedel doskoczył do Reesha i dołączył do czytania. Najstarszy z trójki muzyków oparłszy łokcie o kolana, podtrzymał głowę na zwiniętej pięści. Z niecierpliwością czekał na reakcję przyjaciół. Co Olli myśli o tekście odczytał momentalnie. Wyraz twarzy basisty dawał jasno do zrozumienia, że jest zachwycony. Jedynie Richard zachował kamienną twarz. Czytając kolejne wersy unosił raz po raz lewą brew, wzdychał, cmokał, drapał się po skroni. Till przygotowywał się na falę krytyki ze strony kolegi. Nie wiedział, co tak naprawdę siedzi w jego głowie i dlaczego nie uzewnętrznia żadnych emocji. 
   - Cieszę się, że pomysł reaktywacji błąka się nie tylko po mojej głowie. - burknął Kruspe, oddając kartkę autorowi tekstu.
   - Możesz jaśniej? - niecierpliwił się Lindemann. 
   - Oczywiście. - upił łyk swojej zimnej już herbaty. - Widzisz, kiedyś, kiedy sprawa była jeszcze dość świeża, ułożyłem melodię. Krótką, jałową, ale wartą doszlifowania i rozbudowania. Wydaje mi się, - kontynuował ze skupioną miną. - że ten tekst idealnie by do niej pasował.
   Till dokładnie obejrzał twarz przyjaciela. Później, wymienił krótkie spojrzenia z Oliverem.
   - Napisałeś melodię i nic nam nie powiedziałeś? 
   - Myślałem, że Rammstein to zamknięty temat. - odparł na swoją obronę Showman. - Zaczekajcie chwilę.
   To mówiąc, wyszedł do sąsiedniego pokoju. Wrócił minutę później, niosąc ze sobą gitarę. Rozsiadając się wygodnie na kanapie, wziął od Lindemanna kartkę i rozłożył ją przed sobą. Przeczytawszy jeszcze raz tekst, zagrał kilka akordów, po czym połączył słowa z melodią.
   - Nun liebe Kinder gebt fein Acht, ich bin die Stimme aus dem Kissen, ich hab euch etwas mitgebracht, ein heller Schein am Firmament. Mein Herz brennt...
   Lindemann wraz z Riedlem patrzyli na Richarda wielkimi oczyma. Gdy ten odstawił gitarę na bok, uśmiechnął się niepewnie.
   - Myślisz, że ta melodia jest godna twojego tekstu?
   - Czy ja już ci kiedyś mówiłem, że zadajesz idiotyczne pytania, Kruspe? - zapytał Till unosząc brwi. Cała trójka roześmiała się głośno.
   - Proponuję, byśmy poszli do garażu. - zaproponował Oliver. - Dorzucimy do tego może jakiś bas, Till zaśpiewa. Próbujmy, przecież już i tak nie mamy nic do stracenia. 
   Poparzyli po sobie, kiwając głowami. Do stracenia nie mieli faktycznie nic. Mogli jedynie zyskać. Mimo, że nie wierzyli w powrót Rammstein do gry, postanowili przypomnieć sobie stare, dobre czasy i udali się do garażu Richarda. 


   Podczas gdy Lindemann, Riedel i Kruspe próbowali poskładać do kupy utwór, noszący roboczą nazwę Mein Herz Brennt, Laura kończyła popołudniową kąpiel. W tym, co stało się między nią a Daronem kilkanaście minut temu było coś nowego. Coś, czego nie doświadczyła jeszcze nigdy. Pierwszy raz, odkąd tworzą parę, czuła się tak, jakby miała go niebawem stracić. Na zawsze i nieodwołalnie. Nie chciała myśleć w ten sposób, jednak nie potrafiła inaczej. Włócząc nogami, wyszła na korytarz. Schodząc na dół, nadsłuchiwała swojego narzeczonego i przybranego ojca. Zajrzała do kuchni, jadalni, salonu... Darona znalazła na tarasie. Siedział tam, gdzie wcześniej.
   - Długo tu siedzisz? - zapytała, zajmując miejsce obok. Wydął wargi i pokręcił głową na boki.
   - Jakieś dziesięć minut. - odparł. - Laura, nie złość się, ale może jednak powiesz, dlaczego od rana jesteś taka smutna?
   - Mam zły dzień. - wymamrotała.
   - Czymś to musi być spowodowane.
   Po chwili namysłu dziewczyna doszła do wniosku, że może wyjawić mu powód złego humoru, bez zgłębiania się w szczegóły. Westchnęła głęboko i spojrzała prosto w jego ogromne, czarne oczy.
   - Za tydzień wyjeżdżasz. Znowu mam żyć dwa tygodnie bez ciebie. - pożaliła się. Chłopak mocno przytulił ją do siebie.
   - Nie muszę wracać.
   - A twoi rodzice? Pomyśl o nich, im też ciebie brakuje. 
   Kiwnął powoli głową. Z każdym kolejnym dniem czuł na sobie coraz większy ciężar życia między Berlinem a Los Angeles. Dobrze wiedział, że w końcu będzie musiał podjąć jakąś decyzję. Opcje były tylko dwie. Albo przeniesie się tu, albo Laura wyprowadzi się do USA.
   - Na dłuższą metę to nie wypali. - wymamrotał chłopak. Kastner wzdrygnęła się. Zaczynała się obawiać, że jej wątpliwości faktycznie nie wzięły się znikąd. 
   - Co masz na myśli? - zapytała łamiącym się głosem.
   - To, że musimy się na coś zdecydować, Laura. - odpowiedział stanowczo. - Nie chodzi o to, że mi się nie chcę, czy coś, ale ze względu na to, że za jakiś czas będziemy małżeństwem, musimy ustalić, gdzie mamy zamiar mieszkać. - dyskretnie zerknął na nią, by ocenić jej reakcję. Ku jego zdziwieniu, odetchnęła z ulgą.
   - Wiem...
   - I? Masz jakieś sugestie?
   - Nie. Nie mam bladego pojęcia co robić. - przytuliła policzek do jego piersi. - Nie chcę opuszczać rodziny, ale gdybyś ty to zrobił, czułabym się równie podle... Nie wiem, co robić...
   Świetnie, sytuacja bez wyjścia - pomyślał Ormianin. Przemknęło mu przez myśl, że o wiele prościej by było, gdyby nie zawierał tak bliskiej znajomości z Laurą przed koncertem w Polsce. Nie staliby teraz przed takim trudnym wyborem. Ona znalazłaby mężczyznę, mieszkającego blisko niej, kto wie, może nawet wróciłaby do Paula? On, związałby się z kimś z Los Angeles... Wszystkim byłoby prościej.
   Nie mógł nic poradzić na to, co się stało. Serce nie sługa, zakochał się i już. Zadał sobie pytanie, czy zakochał się w odpowiedniej osobie. Wydawałoby się, że tak. W końcu ona również kochała go ponad wszystko. Pomyślał, że życie jest bardzo niesprawiedliwe. Dlaczego osoby, które są sobie pisane, żyją tak daleko od siebie? Dlaczego Laura nie mogła żyć tam, gdzie on?
   - Cokolwiek by się działo, damy radę. - powiedział, głaszcząc ją po głowie. - Chcę tylko byś wiedziała, że zawsze będę przy tobie. Muszę ci się przyznać, że odkąd zobaczyłem cię w barze zrozumiałem, że będziesz dla mnie kimś ważnym. A ty co wtedy czułaś?
   Podniosła głowę, by spojrzeć mu w oczy. Uderzyła w nią fala wspomnień. Poczuła każdy impuls, który wtedy przebiegł przez jej ciało.
   - Pomyślałam wtedy, że jestem najszczęśliwszą dziewczyną na świecie. Siedzę w barze z przyjaciółmi i ekscytuję się tym, że będę obecna na koncercie mojego ukochanego zespołu, aż nagle pojawiacie się wy. Nie mogłam w to uwierzyć. Później poszliście z nami na zaplecze, zaprosiliście nas do hotelu... Zapytałam wtedy sama siebie czym sobie na to zasłużyłam. Muszę ci się przyznać, że z początku przestrzegałam Amelię, by nie robiła sobie nadziei na bliższą znajomość z Serjem, a sama nie byłam lepsza... Wtedy, gdy paliliśmy razem marihuanę, dałam się ponieść emocjom. Bałam się, że pomyślisz o mnie jak o kolejnej groupie, ale ty powiedziałeś, że tak nie jest. - cmoknęła go w usta. - To było takie nieprawdopodobne. Ktoś, kto był dla mnie idolem, inspiracją, nagle przeistacza się w mężczyznę mojego życia. Kogoś, na kogo czekałam przez te dwadzieścia jeden lat. 
   - Nie chciałaś się angażować? - zapytał po chwili namysłu.
   - Nie.
   - Dlaczego?
   - Chciałam się ustrzec przed cierpieniem. Moje myślenie było skierowane na to, że zagracie koncert i pojedziecie dalej, a ja zostanę z głową pełną myśli i smutku.
   Popatrzył prosto w jej niebieskie oczy. Zrozumiał, że musi zrobić wszystko, by była szczęśliwa. By nie żałowała, że weszła do rodziny Malakian i że to on jest tym, który będzie u jej boku. 
   - Jest coś specjalnego, czego oczekujesz ode mnie?
   - Bądź. - odparła bez namysłu. - Nic więcej nie chcę.
   - Ile tylko zechcesz.
   - Aż umrę?  
   - Umrzemy. - poprawił ją. - Pamiętaj, że nigdy cię nie zostawię.
   - Liczę na ciebie. - wstała z ławeczki. - A teraz chodź, przygotujemy coś do jedzenia. Wydaje mi się, że Till wróci bardzo głodny.


   Tymczasem, ulicami Los Angeles mknął jak szalony Harley-Davidson, którego kierowcą był Shavo Odadjian, basista System Of A Down. Po usłyszeniu Vartana Malakian w tak tragicznym stanie, nie był w stanie sam przekazać Daronowi złych wieści. Wiedział, że w Berlinie jest obecnie około godziny siedemnastej. Dobrze wiedział, że John o tej porze jeszcze śpi, ale mało go to interesowało. Rodzice Darona byli zdruzgotani do tego stopnia, że nie byli w stanie przekazać synowi wiadomości, z którą Shavo jechał do perkusisty.
   Drzwi otworzył zaspany Dolmayan. Z potężnym ziewnięciem, wpuścił przyjaciela do domu.
   - Ale dlaczego tak wcześnie? - zapytał z wyrzutem.
   - Jak ci powiem, to przestaniesz użalać się nad sobą. - odparł Odadjian. - Chodź, wypijemy po wielkiej kawie i wszystko ci opowiem. 
   Kilka minut później siedzieli w jadalni i pili czarny napój.
   - Mów co się dzieje. - zachęcił John.
   - Rano zadzwonił do mnie ojciec Darona i powiedział, że jego teść został ranny podczas jakiegoś zamachu i leży w szpitalu w stanie krytycznym.
   Perkusista wybałuszył swoje ciemne oczy. Zrozumiał podenerwowanie basisty. Zapytał, co ma w planach. Shavo szybko odparł, że trzeba zadzwonić do gitarzysty i o wszystkim go poinformować.
   - Nie wydaje ci się, że Daron może być zdziwiony, że my mu o tym mówimy, a nie jego rodzice?
   - To się mu wytłumaczy, że są w szoku i woleli, by ktoś mu to spokojniej przekazał. Przestań wszystko komplikować, tylko łap za telefon i dzwoń.
   Dolmayan wyszedł z pomieszczenia, burcząc pod nosem.

   
   Laura miała rację. Till był wygłodniały i wręcz chłonął kolację, jaką córka przygotowała dla niego z Daronem. 
   - Richard niczym was nie poczęstował? - zapytała dziewczyna.
   - Chciał, ale w końcu doszliśmy do wniosku, że mamy co innego do roboty - odparł. - Pamiętasz ten tekst, który ostatnio napisałem?
   - No pamiętam, co z nim? - zainteresowała się.
   - Okazało się, że Kruspe ułożył melodię, która idealnie się z nim pokrywa. Zagraliśmy ją z gitarą, basem i wokalem. Wstępny tytuł, Mein Herz Brennt.
   Szatynka uśmiechnęła się szeroko. Wróciła do niej nadzieja, że Rammstein wróci jeszcze na scenę. Kiedy zapytała o to Tilla ten powiedział, że postanowili z Richardem i Ollim ponownie porozmawiać ze Schneiderem.
   - Teraz, kiedy Alex jest w ciąży, czarno to widzę. - burknęła dziewczyna.
   - Oj, nie kracz. - pogroził jej palcem. - Może go przekonamy.
   - Może...
   Na ten moment do jadalni wszedł Daron. Włóczył nogami, głowę miał zwieszoną. Laura z Tillem obserwowali go w milczeniu. Usiadł obok swojej narzeczonej, rzucił telefon na stół i objął Kastner z całych sił.
   - Co się stało, Daronku? - zapytała Laura, głaszcząc go po czarnych włosach.
   - Stało się... Nawet nie wiesz jak się stało... -  wymamrotał.
   - Mógłbyś trochę jaśniej? - niecierpliwiła się.
   - Dzwonili Shavo i John... Mój dziadek znalazł się w pobliżu zamachu bombowego. Leży w szpitalu w stanie krytycznym. Może umrzeć praktycznie w każdej chwili. Ponoć powiedział, że chce się ze mną spotkać, zanim... No wiecie... - zwiesił głowę. - Shavo tłumaczył, że mama nie była w stanie nic powiedzieć, a tata był w takim szoku, że zamiast do mnie, wybrał numer do Shavo. Powiedział później, że to lepiej, bo woleli obaj, by ktoś postronny spokojnie wszystko mi wyjaśnił.
   Laura i Till patrzyli na Ormianina wielkimi oczyma. Chłopak był załamany. Prawie płakał. Szatynka mocno przytuliła swojego przyszłego męża.
   - To znaczy, że...
   - Że muszę lecieć do Iraku. - dokończył za nią. Przeraziła się na myśl, że jej ukochany ma znaleźć się w kraju, w którym ciągle panuje wojna.
   - Doskonale rozumiem, że czujesz potrzebę spotkania się z dziadkiem, - zaczął Till. - ale to bardzo niebezpieczna podróż.
   - Wiem o tym, ale co mogę zrobić? - rozłożył ramiona w geście bezsilności. - Nie wybaczyłbym sobie, jakbym nie zdążył go zobaczyć... Ani on mnie... - spojrzał w oczy Laurze. - Porozmawiamy?
   Skinęła głową. Przeprosili Lindemanna i wyszli do swojej sypialni, by przedyskutować sytuację, w jakiej znalazł się gitarzysta.
_____________________________________
W końcu coś nowego na Hypnotize. Nie udało mi się jeszcze wpaść w rytm tego opowiadania. Bardzo liczę na to, że mi się uda, bo stęskniłam się za tą historią. Będę ze wszystkich sił próbowała znaleźć gdzieś wenę do tego bloga. Tymczasem pozdrawiam, ściskam i całuję. :**

2 komentarze:

  1. fest się cieszę, że wróciłaś tutaj :*

    a teraz do rzeczy moja droga, do rzeczy...

    panika przed ślubem to z reguły coś normalnego. zmienia się dotychczasowe życie i narastają wątpliwości czy dobrze robimy. niech się Laura z Daronem uspokoją, bo nerwy nic dobrego im nie dadzą.

    czyżby się Rammstein reaktywowali? podoba mi się ten pomysł, jestem za :) byłoby świetnie, gdyby chłopaki doszły do porozumienia, i póki co, spróbowały przywrócić do życia zespół. nie mówię o tym, by na nowo zaczęli nagrywać płyty i koncertowali, ale by spróbowali w garażu zagrać kilka piosenek. z całego serca życzę im reaktywacji <3

    no, nie powiem, nasze gołąbeczki mają trudny orzech do zgryzienia. mieszkać w Berlinie, czy w LA, ciężki wybór. jak to mówią: tak źle i tak niedobrze. co by nie zrobili, tzn mieszkali w Niemczech czy USA, to i tak będzie źle. mam nadzieję, że nasi narzeczeni znajdą "złoty środek", a ich rodziny nie będą mieć żadnych pretensji do nich o miejsce zamieszkania.

    Laura ma rację, że zwerbowanie Schneidera z powrotem do zespołu może być ciężkie z uwagi na to iż spodziewa się swojego pierwszego dziecka. podejrzewam jednak, że Alex nie będzie robiła żadnych przeszkód by Doom wrócił do Rammstein.

    o ja pytole... dziadek Darona może w każdej chwili umrzeć... :'( biedny... ja na jego miejscu nie patrzyłabym na nic, tylko prosto jechała na lotnisko i bukowała bilety na najbliższy lot do Iraku. mam cichą nadzieję, że wszystko będzie dobrze.

    rozdział bardzo mi się podobał, jak każdy poprzedni. z niecierpliwością oczekuję następnego odcinka.

    pozdrawiam, ściskam, całuję i życzę jak najwięcej weny na to opowiadanie, oraz resztę :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak długo czekałam na ten odcinek i w końcu się doczekałam. Radość wszędzie!

    Biedna Laura. Najgorzej jest być w sytuacji, w której samemu się nie wie, co się chce... Oby nie zrobiła czegoś, czego będzie żałować do końca życia.

    Powrót Rammstein?! Brzmi całkiem w porządku! :D Nie wierzą w powrót? Ja im dam nie wierzą!!! Rammstein wróci i to pełną gębą!!! :D

    Tak... Daron też biedny. Nie wytrzymałabym żyć w tak wielkiej odległości od rodziców. Rodzice zawsze najważniejsi, a taka odległość potrafi przecinać nawet najciaśniejsze więzy. :( Ciekawe jak ostatecznie rozwiąże się cała ta sprawa...

    O nie! Wyczuwam jakieś większe nieszczęście.

    Kobieto! Nie wpadłaś w rytm opowiadania?! Jak nie wpadłaś, jak wpadłaś! I to z wielkim hukiem! :) Część świetna, nie mogłam się oderwać i zaraz zacznę płakać, że nie ma dalszej części!

    Mnóstwo weny, czasu i pomysłów, moja droga. :*

    OdpowiedzUsuń